W przypadku tego gatunku trzeba zmienić nasze przysłowie, że nie do trzech razy sztuka, a do czterech. Borsuk jest na tyle tajemniczym, rzadko spotykanym zwierzęciem, że chce się mieć galerię tego pięknego ssaka. Ale jak to zrobić, skoro z natury jest to zwierzę nocne. Fotografie wykonywane z lampą, przynajmniej w moim przekonaniu, nie wchodzą w grę. Na przestrzeni dwóch lat były cztery próby wykonania satysfakcjonujących zdjęć. Oczywiście w miejscu w którym wiedziałem, że jest borsuczą norą. Tu wielkie podziękowania za podpowiedź Andrzejowi, bez którego nie byłoby prezentowanych zdjęć. Pierwsze podejście, w zeszłym roku, było próbą nocną. Dzień wcześniej sprawdziłem miejsce, przyciąłem pokrzywy uniemożliwiające fotografię i przyjechałem w nocy by w ciszy doczekać świtu, ba prawie południa. Nie zobaczyłem nawet przez chwilę borsuka. Postanowiłem spróbować popołudniu i poczekać do zmroku. Dla zwiększenia prawdopodobieństwa rozsypałem trochę kukurydzy, ich przysmaku, aby dłużej móc je fotografować. Efektywność drugiego podejścia była dokładnie taka sama jak pierwszego. Trzecie podejście, nocno-poranne też zakończyło się niepowodzeniem. Sądzę, że planując fotografowanie borsuków trzeba przyjąć zasadę, że lepiej nic nie kombinować i nie podchodzić w okolicy ich nory, bo węch mają nieprzeciętny, a temperament zadziorczy. Borsuk z racji że jest niewybrednym wszystkożercą, potrafi być też agresywny, zwłaszcza w obronie swojego legowiska. Miejsce w jakim miałem przyjemność fotografować borsuki, przypomina bajkową scenerię, zwłaszcza z borsukami. Bardzo głęboki jar (około 10 metrów), gdzie po jednej stronie jest jedno z trzech wyjść z borsuczej nory, z drugiej przeciwległej strony miejsce z którego fotografuję, ale tylko zamaskowane siatką maskującą. Odległość od nory to zaledwie kilkanaście metrów, a jar czyni i dla mnie i dla borsuków poczucie bezpiecznego oddalenia i być może umożliwia wykonanie zdjęć. A to dlatego, że w gęstym lesie nawet w słoneczny dzień, przed zachodem słońca nastawiam ISO na 1250 i przysłonę na 3,5 i w zależności od miejsca celowania pojawiają się czasy 1/400 lub 1/100. W miarę zachodu słońca aby utrzymać czas naświetlania 1/100, 1/200, zwiększam czułość Dla 400mm obiektywu nie i ostatecznej jakości zdjęć nie jest komfortową sytuacją, ale jeszcze do zaakceptowania. Wszystkie bardziej dynamiczne sceny wychodzą nieostre.Dalej podkręcam czułość ostatecznie do 5000 i na tym kończę fotografowanie na czasie 1/60 !. Tyle tytułem wstępu i opisu przepięknego miejsca, które od lat jest borsuczą siedzibą. Zaczynam oczekiwanie - godzina 17, mija godzina, dwie i nic. Siedząc w milczeniu przez przypadek zaobserwowałem, że w szczelinie starego dębu co chwila para dudków znosi pokarm dla młodych. Ale nie dla nich tu dzisiaj przyjechałem. Dzisiaj muszą pokazać się borsuki. To już czwarty raz. I nagle jest pierwszy borsuk. Szybko wyłonił się dorosły osobnik i niestety zniknął w zieleni lasu. Wszystkie zdjęcia niestety nieostre. Nagle po dwóch minutach powrót. Naciskam spust migawki, robię kolejne zdjęcia. Sprawdzam efekt drugiej próby. Autofokus trafił z nastawieniem ostrości na krzaki, w tle których tylko ja wiem, że to borsuk. Sądzę, że tak naprawdę, po całodniowej drzemce, załatwił toaletę wieczorną. Nora borsucza podobno jest utrzymana w czystości, o którą borsuki bardzo dbają. Jeżeli to miało być mój cały kontakt, spotkania z borsukiem po czterech próbach, to chyba było by to ostatnia próba. Ale w fotografii przyrodniczej bez cierpliwości o rezultatach można zapomnieć. Czekam prawie godzinę i czwarta próba fotografowania borsuka kończy się wreszcie obserwacją wychodzących borsuczych młokosów. Najpierw jeden nieśmiało wychylił głowę, obwąchał otoczenie i wyszedł. Potem drugi razem z trzecim. Od Andrzeja wiedziałem, że są właśnie trzy. Ale ku mojemu zaskoczeniu pojawia się dalej czwarty, piąty i szósty, ale bez rodziców. Sądzę, że rodzic wyczuł moją obecność i na żerowanie wyszedł korzystając z innego wyjścia. Małe borsuki rozpoczynają baraszkowanie, dokazywanie i mocowanie się miedzy sobą o prym przywództwa, a może doskonalą swoje myśliwskie umiejętności? Ciekawym jest, że „walcząc” między sobą praktycznie nie wydały żadnego dźwięku. Ich piękne, nienagannie utrzymane futra znakomicie amortyzują ich upadki i przerzuty. Cała szóstka wygląda bajecznie, a obraz borsuczej sielanki trudny jest do opisania. Dla takich momentów warto próbować nie cztery razy, a pewnie wiele więcej razy. Pod ręką mam przygotowany mikrofon licząc, że do pełnego oddania klimatu tego miejsca nagranie dźwięku będzie idealnym dopełnieniem. Niestety na ponad godzinne zabawy usłyszałem kilka cichych mruknięć. Były bardzo bojaźliwe, a ja poprawiając swoja pozycję nieopacznie złamałem patyk, dźwięk którego spowodował, że borsuki uformowały biegnący sznurek biało czarnych pasków, który w sekundę zniknął w norze. Na szczęście po chwili wyszły na zewnątrz, by rozpocząć baraszkowanie na niewielkich klepiskach wokół nory. Nie wiem czy to ilość prób i poświęcony czasu, czy „pluszowy” słodki wygląd młodych borsuków sprawił, że ich obserwacja i ich uwiecznienie przysporzyło mi niesamowitych wrażeń. Patrząc na wiek borsuków była to ostatnia chwila do ich sfotografowania, bowiem zupełnie małe borsuki nie wychodzą z nory, a prawie dojrzałe żerują nocą z dorosłymi borsukami. Tak więc udało się sfotografować borsucze podrostki. Mimo, że większość zdjęć była nie ostra, udało się kilkadziesiąt wyselekcjonować, aby powstała prezentowana galeria. Zapraszam do galerii na oglądnięcie zdjęć, które miejmy nadzieję, że oddadzą i przybliżą Wam nieco ponad godzinne moje obcowanie z borsuczymi smykami i oddadzą poczucie uroku tego miejsca. Wyobraźcie sobie, że w tym czasie słychać było typowy odgłos lasu z ziębami i wilgami w tle...