Ta galeria powstała w wielkich bólach i w pocie czoła. Nie ma czatowni na puszczyki uralskie, trzeba je po prostu znaleźć, wychodzić. Brzmi niegroźnie, ale dla osoby bez przygotowania zrobienie niespełna 30 kilometrów dziennie, w większości w porośniętym gęstą roślinnością terenie, z kilkunasto kilogramowym ekwipunkiem to nie lada wyczyn. Bezwzględnie postawa Tomka była mobilizująca do wytrzymania trudności całodniowych poszukiwań podczas których nie odstępowały nas na krok roje komarów. Po Tomku, znającego puszczę jak własną kieszeń, nie było widać oznak zmęczenia. Ma kondycję i doświadczenie i porada, że trzy litry wody na taką wyprawę to nie przesada. Koniec pierwszego dnia tak dał mi w kość, że na widok mojego samochodu szczerze się wzruszyłem i radości nie było końca, że to już dość na dziś. Po odniesionych urazach i przemęczeniu dnia pierwszego, drugi dzień musiał być już mniej wyczerpujący. Tyle tytułem tych negatywnych kulis powstania prezentowanych zdjęć. Teraz to co najważniejsze - główny bohater naszego wypadu puszczyk uralski. Jak przystało na sowę jej obserwacja w jej naturalnym otoczeniu - puszczy, z dość niewielkiej odległości to niesamowite przeżycie warte zniesienia niewygód. Sama puszcza to przepiękny obszar leśny w którym jest tyle wspaniałych miejsc do zrobienia kapitalnych zdjęć w naturalnym środowisku, żeby tylko ptak tam chciał usiąść. Z tym nie było już tak łatwo. Mimo doskonałej znajomości terenu przez Tomka obserwowaliśmy, a właściwie szukaliśmy dzikich ptaków, które jak przystało na ptaki potrafią latać, no i latały po puszczy. Trzeba powiedzieć, że do znalezienia tych przepięknych sów potrzebne były dwa czynniki. Znajomość terenu przez Tomka i pomoc innych ptaków. Tak, pojawieniu się puszczyka w okolicy zawsze towarzyszyły alarmowe odgłosy innych mniejszych ptaków, potencjalnych ofiar puszczyka. Teraz tylko trzeba było powoli bezszelestnie podążać w kierunku odgłosów. Ale jak to zrobić na suchej, pełnej gałązek ściółce? Tak, wiele obserwacji, pozostało obserwacjami bez wykonania zdjęć. Dość niesamowitym był też fakt, że czasami mijali nas rowerzyści, którzy zorganizowali sobie przejażdżkę przez puszczę. Taki ptak w tak bliskim otoczeniu człowieka! Puszczyki zachowywały zwyczajowo dość znaczną odległość, ale udało się ostatecznie wykonać kilka zdjęć by założyć galerię startową puszczyka uralskiego na mojej stronie i to nie ze zdjęciami o dokumentacyjnej jakości. Tomek, mimo wycieńczenia i trudów, serdecznie dziękuję za pokazanie chyba bez zbędnej przesady, Twojego świata puszczyków uralskich. Świadomy jestem ile czasu trzeba poświęcić aby poznać puszczę by dać szansę na taką obserwację i zdjęcia takim, jak ja, którzy tego czasu tyle nie mają, a marzą o zdjęciach puszczyka. Dziękuję, pozdrawiam i mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie czas na wspólne fotografowanie i to nie koniecznie puszczyków, choć do galerii puszczyka uralskiego, jaka mi się marzy, jest jeszcze wiele do zrobienia...