Nie była to kolejna fotograficzna wyprawa, ale każdą okazję trzeba wykorzystać, jeśli jest możliwość wykonania zdjęć w terenie. Na Sardynii fotografowanie ptaków nie należy do łatwych, podobnie jak w Polsce. Chyba że ktoś chce fotografować mewę romańską, czy z dość znacznej odległości flamingi, których na Sardynii było sporo. Ale od czego lokalni przewodnicy, którzy okazali się kompetentni i mili. Dzięki nim udało się wykonać pierwsze zdjęcia syczka, a także znacznie poprawić jakość zdjęć w kilku galeriach. Pozdrawiam Eduardo, Salvatore, dzięki Wam zobaczyłem ciekawszą stronę Sardynii, a bez Was ten mój „sardyński” dorobek fotograficzny byłby dużo skromniejszy, jeśli nie zerowy. Oczywiście nie obyło się bez dobrze zlokalizowanej czatowni. Ptaki tak bardzo różniły się rozmiarami, że trudno było o decyzję, na jakiej wysokości ustawić statyw. Najważniejsze w tym dniu miały być flamingi, które miały podobno podchodzić tak blisko, że leżąca pozycja nie wchodziła w grę. I rzeczywiście tak było, statyw więc musiał być dostosowany do wielkości flamingów,  choć dla oharów, warzęchy i czapli modronosej nie była to już dobra perspektywa. Tradycyjnie już zamieszczam spis treści tych gatunków, które udało się sfotografować na Sardynii. Litera „T” umieszczona za nazwą gatunku oznacza, że do galerii jest dołączony tekst, a „G” oznacza, że jest dołączony głos. Sam spis gatunków stanowi jednocześnie linki do tych galerii.

Ale trzeba zacząć od największego trofeum z tej wyprawy, czyli syczka. Mimo że należy do fauny Polski, na zdjęcia w naszym kraju bym nie liczył. Na Sardynii, podobnie jak płomykówki, są dość powszechne. Niestety oba gatunki to sowy nocne i wypatrzenie ich w dzień jest praktycznie niemożliwe. Nocą syczki odzywają się dość charakterystycznie, ale i wtedy ich zobaczenie nie jest takie proste. To, co szokuje w pierwszym kontakcie z tym ptakiem, to jego filigranowa sylwetka. Jest jeszcze mniejszy od pójdźki!  Z nagraniem głosu syczka nie było problemu, a samych zdjęć wykonałem tylko kilka, na pamiątkę pierwszego mojego spotkania z tą sową. Nie jestem zwolennikiem fotografii przyrodniczej, zdjęć wykonywanych z lampą, ale tym razem inaczej się by się nie dało. Tak, więc po kilku zdjęciach tej maleńkiej sowy rozpoczęło się poszukiwanie płomykówek. Znaleźliśmy dwie, ale ptaki były dość daleko i były bardzo płochliwe, na obserwacjach więc się zakończyło.