Jest to dla mnie wyjątkowy gatunek ptaka, nie tylko ze względu na to , że jest to najcięższy latający ptak na świecie (samce do 18 kg, przy rozpiętości skrzydeł około 2,2 metra), ale że od dziecięcych lat zawsze w mniejszym czy większym stopniu przyciągał moją uwagę. A zaczęło się to w wieku, kiedy byłem chłopcem i stojąc na wprost wypchanego dropia, zamarłem z wrażenia na jego widok. Majestatyczny ogromny ptak, niewiele mniejszy wówczas ode mnie zadziałał na moją wyobraźnię i zapisał się na stałe w mojej pamięci. Co jakiś czas udało się usłyszeć lub znaleźć szczątkowe o nim informacje, niestety nigdzie nie udało się zobaczyć dropia żywego. Marzenie zobaczenia dzikich dropi narastało z biegiem czasu, aż do 2013 roku, kiedy to pojechałem na warsztaty fotograficzne do Hiszpanii, gdzie występuje połowa ich światowej populacji. Tam mogłem obserwować i sfotografować je w ich naturalnym środowisku. Mój dziadek, w latach pięćdziesiątych, mojemu ojcu pokazał te piękne ptaki na polach w okolicach Kościana naszej rodzinnej miejscowości w Wielkopolsce. Niestety, ani on mnie, ani ja mojemu synowi nie mogę tego uczynić z racji ich wymarcia pod koniec ubiegłego wieku w Polsce. Dropie wymagają olbrzymich przestrzeni, łąk, terenów użytkowanych rolniczo z uprawią niewysokich roślin. Są bardzo płochliwe i bojaźliwe. Duże, nie zalesione przestrzenie i dobry wzrok pozwala uniknąć im zaskoczenia i daje czas na wzbicie się w powietrze i unikniecie agresora. Obserwowanie dropi daje niezapomniane wrażenia, ale ich lot, szczególnie w pobliżu czatowni trudno z czymkolwiek porównać, choć jest czymś rzadkim. Dropie, niczym nie niepokojone przemierzają majestatycznie bezkresne łąki, co jakiś czas spoglądając na okolicę. Raczej niechętnie wzbijają się do lotu, a jak już to czynią to częściej, znacznie lżejsze samice. W okresie godowym, w którym miałem przyjemność je obserwować samce w zachowaniu godowym przeistaczają się niczym transformersi w zupełnie odmienne stworzenie. Stoją często samotnie na uboczu żerującej grupy dropi, prezentując swoją odmienną postawę godową, pusząc i nastraszając swoje upierzenie. A widok tej przemiany i jego tańca godowego jest przepięknym spektaklem nie do porównania z żadnym innym stworzeniem w naszym kraju. Dźwięki jakie wydaje, szczególnie stojąc na wprost drugiego samca, zapewne żaden z nas nie skojarzył by z dropiem. Nagrałem je i zachęcam do odsłuchania. Godowe narady samców mogą trwać godzinami. Ich aktywność prezentowania wszystkich swoich uroków jest największa o wschodzie i zachodzie słońca. Moje obserwacje, proszę nie traktować jako bezwzględne i naukowe stwierdzenia, ale jako relację z wytrwałych dni przebywania w czatowni. Dlaczego wytrwałych? Bo trzeba niebywałej determinacji i samozaparcia, aby wstać o 5 rano i od godziny ok. 6 do godziny 21.30 w niej przebywać. Czatownie dropiowe, przynajmniej tam gdzie miałem przyjemność je fotografować, są usytuowane co kilkaset metrów od siebie. Trzeba mieć więc trochę szczęścia, aby przebywając kilkanaście godzin w takiej czatowni, aby „spacerujące” dropie po tak ogromnych przestrzeniach, dały się sfotografować. Na szczęście, ich ilość, znajomość ich zachowań i terenu przez organizatora warsztatów (Manuel pozdrawiam), dla trzy dniowych obserwacji, dały każdemu możliwość ich sfotografowania. Na ile i jakich zdjęć się ostatecznie udało zrobić to już zupełnie inna sprawa. Dla tych co uważają, że jedynym wysiłkiem dla fotografującego jest wytrzymanie tych kilkunastu godzin, dodam, że czatownia to sześcian, lub podobnych gabarytów budowla z kamienia o boku 1,5 metra. Tak, więc nie mam mowy o wyprostowaniu się, wygodnym zdrzemnięciu, czy wyjściu z czatowni przed zmrokiem. Te spartańskie warunki, w połączeniu z koniecznością dzielenia się z innymi, chcącymi uczynić z czatowni (szczególnie kamiennej) swój dom daje niezapomniane wrażania. Jaszczurki i gekony co raz to zaglądały do czatowni, szukając cienia przed palącym słońcem. Dopóki były one wielkością naszych jaszczurek zwinek to można powiedzieć nie ma problemu. Odczucia się zmieniają, jak do czatowni zagląda pół metrowa jaszczurka, a mnie skąd wiedzieć czy jest, czy nie jest groźna. Zapewniam, że miejsca do ucieczki i pomocy nie ma, a zachować spokój i ciszę to podstawowy obowiązek każdego uczestnika warsztatów. Na szczęście, chyba była też przerażona i dość szybko odeszła. Każda czatownia ma zapewniony widok na cztery strony świata, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć z której strony mogą pojawić się ptaki . Należy dyskretnie co jakiś czas odsłaniać zasłonkę maskującą, a w razie ich podchodzenia przestawić dyskretnie zestaw fotograficzny i wykonać zdjęcia. Przestawienie statywu w na tak ograniczonej powierzchni nie jest zadaniem prostym. Tak więc, zdjęcia które oglądacie wymagały znacznego poświecenia i nie małego w tym przypadku zaangażowania finansowego. Fotografowanie dropi do tanich nie należy, zestawiając ostatecznie wszystkie koszty wyjazdu. Ale twierdzę, że mimo wszystko było warto, zwłaszcza, że te negatywne wrażenia i ogromny wysiłek z dnia nadzień zanikają, a w pamięci pozostają te pozytywne i przepiękne widoki, nie mówiąc już o zdjęciach. Do Hiszpanii poleciałem też aby przekonać się czy jeszcze jest szansa dla reintrodukcji dropi w Polsce. Jest wiele aspektów utrudniających ich ponowne wprowadzenie na łono naszej przyrody. Pierwszym bardzo ważnym, to konieczność wydzielenia dużych rolniczych terenów (niska roślinność lub łąki) gdzie poza okresowo pojawiającym się rolnikiem wstęp osób postronnych byłby niemożliwym lub znacznie utrudniony. A w naszej zurbanizowanej rzeczywistości i dość dużej gęstości zaludniania, przynajmniej w Wielkopolsce to już jest dość istotny problem. Ich natury, bardzo bojaźliwych stworzeń nie zmienimy. Zaskoczone pozostają w sumie bezbronne bo siadają na ziemi nie poruszając się z przerażenia. Ich jedynym narzędziem obrony jest ucieczka w powietrze, a na to potrzebują czasu i miejsca, którego przy ich zaskoczeniu nie ma. Łabędzie, które są nieco mniejsze od dropi, prawie zawsze starują i lądują na wodzie, przy czym startując wykonują to zawsze pod wiatr, gdyż jest im łatwiej się wówczas wzbić w powietrze. Dropie, szczególnie tokujące i nie mają tak komfortowych warunków startu i jest to tym samym trudniejsze lub wręcz zamyka im jedyną drogę ucieczki. Samymi zalotami godowymi są pochłonięte tylko wtedy, gdy nie są niczym niepokojone- rozpoczynają swój taniec godowy. Siedząc w ciemnej czatowni czekam za wschodem słońca, które za chwilę odsłoni otaczające łąki na których widniały pojedyncze (co kilkadziesiąt, kilkaset metrów) potrząsające pierzaste kule. Widok zapewniam jest niesamowity. Kolejne utrudnienie w ich reintrodukcji to fakt, że samice dropi składają zaledwie 2-3 jaja. Jeżeli czyniły by to tak, jak np. kaczki (kilka razy więcej) to prawdopodobieństwo udanego chowu i szybszego wzrostu liczebności populacji byłoby znacznie większe. Obserwując dropie zauważyłem, że wieczorem na widok przybyłego lisa dropie nie specjalnie się tym przejęły, podobnie jak pracujący w oddali kilkuset metrów rolnik, orzący cięgnikiem pole. Tak ,więc nie potrzebują aż tak „sterylnych” warunków, aby żyć i się rozmnażać. Sądzę, że w Polsce jest wiele osób, które mają niezbędną wiedzę i umiejętności, aby skutecznie przeprowadzić program reintrodukcji dropi w naszym kraju. Jesteśmy dużym europejskim krajem, w którym, jak sadzę, a pracuję w branży ochrony środowiska, środki na ten cel, były by możliwe do wyasygnowania, nie mówiąc już, o możliwości pozyskania na ten cel środków unijnych. Trudność polega nie na finansowaniu, ale na wyłonieniu kompetentnego, charyzmatycznego organizatora, który skupił by w jednym ośrodku grupę, która realnie poradziła by sobie z tym zadaniem. W blisko 40 milionowym społeczeństwie, to chyba nie problem…
Z ostatniej chwili - 10/2019
Niestety nie było kolejnego spotkania z dropiami, ale moje zdjęcia dropi doczekały się wreszcie swojej diaporamy. Tak, po 6 latach powstała dropiowa prezentacja ptaków, które są dla mnie wyjątkowym gatunkiem. Prezentacja została zamieszczona na YouTube i w informacjach zamieszczam link do niej:
https://www.youtube.com/watch?v=Aor5TfgEGPc