Albatrosy, fulmary, burzyki, nawałniki...
Podczas rejsu na Antarktydę udało się sfotografować kilka gatunków albatrosów i innych ptaków. Fotografowanie tych przepięknych, majestatycznych ptaków przysporzyło pewne trudności. Pierwszą okazała się  cieśnina Drake'a.  Płynąc przez cieśninę z Ushuaia z Patagonii na Antarktydę, jeżeli mowa jest o spokojnych wodach, nie oznacza to, że statek pozbawiony jest przechyłów. Nawet przy dobrej pogodzie chodzenie po pokładzie było uciążliwe. Przejście na rufę - na najstabilniejsze miejsce na statku, osłonięte od wiatru, nie było łatwe, zwłaszcza ze sprzętem fotograficznym. Dalej, praca z aparatem na statywie, z dość szybko przemieszczającymi się ptakami, których tak naprawdę nie było za wiele, to drugi powód do zmartwień. Albatrosy, petrele, fulmary pojawiały się co jakieś pół godziny i można było wykonać kilka prób zrobienia zdjęć. Nie wiadomo jaki obiektyw podpiąć najlepiej. Raz ptaki oddalone były kilkaset metrów od statku, by po chwili szybowania znaleźć się tak blisko, że objęcie ich ponad trzymetrowych skrzydeł było niemożliwe. Petrele i warcabniki potrafiły podlecieć tak blisko, że nie sposób było ustawić ostrość i wykonać zdjęcia, a więc na około 4 - 5 metrów. Niesamowite wrażenie daje takie obcowanie z dzikimi ptakami, setki kilometrów od lądu. Jednak mimo tych wszystkich przeciwności, godziny prób i cierpliwość  przyniosły pożądane rezultaty, przynajmniej jak dla mnie. Powstały zdjęcia nie tylko albatrosów ale także petreli, fulmarów, warcabników, burzyków i nawałników. Ptaki przebywały kilkaset kilometrów od brzegu, a im było wietrzniej, to wydawało się, że jest ich więcej i są coraz bliżej. Szczególnie dotyczyło to albatrosów i petreli, bo na obecność warcabników można było liczyć niemal zawsze. Niestety prawdopodobieństwo wykonania dobrych zdjęć było odwrotnie proporcjonalne do warunków pogodowych. Czym gorzej pod względem pogodowym i trudniej o ostre zdjęcie i utrzymanie sie na pokładzie, tym ptaków i okazji do wykonania zdjęć było więcej. Jak już morze się nieco uspokoiło i technicznie łatwiej o dobre zdjęcie, to ptaki pojawiały się niezwykle rzadko. W drodze powrotnej do tego stopnia pogorszyły się warunki atmosferyczne, że przy stanie oceanu 7-8 w skali Beauforta (fale 4-5 metrowe), zabronione było wyjście na zewnątrz, bo było to po prostu niebezpieczne. Taki zakaz obowiązywał przez ponad dzień i wówczas albatrosy można było podziwiać przez okna, bez możliwości zrobienia satysfakcjonujących zdjęć. Poza tym woda przelewająca się przez pokład i znaczne wahania statku i tak technicznie uniemożliwiały zrobienie zdjęć. Do tego trzeba dodać temperatury trochę poniżej lub powyżej zera, przy bardzo silnym wietrze, wyczekiwanie na te przepięknie szybujące ptaki w takich warunkach atmosferycznych było fizycznie niemożliwe. Podziwianie ich zza szyby statku, to nie to samo co z pokładu. Szum zimnego antarktycznego powietrza, i ptaki pojawiające się co jakiś czas, to ma swój klimat i zapada w pamięć. Kiedy obserwujemy z jaką precyzją i łatwością szybują ptaki, prędkość ich lotu i warunki w jakich to robią, budzi to uznanie, szacunek i podziw dla nich. Ptaki potrafią bardzo szybko szybować kilka centymetrów nad falami oceanu uwzględniając jego nierówną i dynamiczną powierzchnię, raz po raz znikając w kadrze aparatu, „przykryte”, a właściwie przez chwilę zasłonięte falami oceanu. Mimo wielowarstwowego ubrania, po godzinie - dwóch trzeba zrobić półgodzinną przerwę i ogrzać się. Niniejszy opis będzie dodany do wszystkich galerii jakie powstały ze statku, a właściwie statku i łodzi, bo poza rejsem na Antarktydę fotografowałem przez kilka godzin też w wodach przybrzeżnych Ushuaia. Nie udało się wykonać żadnego zdjęcia albatrosów i innych wymienionych gatunków na lądzie, z wyjątkiem jednego ujęcia petrelca. Poniżej krótka informacja o poszczególnych gatunkach.
Nawałnik żółtopłetwy
Niestety nie udało się wykonać satysfakcjonujących zdjęć burzyka żółtopłetwego lub oceannika żółtopłetwego jak też jest nazywany. A to z powodu jego niewielkich rozmiarów i rzadkości pojawiania się przed obiektywem. Jego waga nie przekracza 50 gram, a rozpiętość skrzydeł to około 40 centymetrów, a więc wielkością jest zbliżony do pospolitego wróbla. Nawet jak się pojawiał przed obiektywem to przy tak trudnych warunkach fotografowania wykonanie ostrego zdjęcia było nie lada wyczynem. Tak, więc nie było z czego wybierać selekcjonując zdjęcia i galeria nie posiada zadowalającej zawartości. Na szczęście jego występowanie to potężny obszar, bo to obszar większy od całej półkuli południowej, a więc kto wie może jeszcze nasze drogi się skrzyżują i prezentowana galeria ulegnie przebudowie.

Antarktyda - wykaz j.POLSKI