Mój pierwszy pobyt na Islandii cztery lata temu to istna fascynacja tym pięknym krajem, krajobrazami, wodospadami, bliskim kontaktem z przyrodą. I do tego Johann, który spokojnie, metodycznie odkrywał przede mną coraz to nowe ciekawe miejsca, gdzie można było fotografować ptaki. Jego wiedza o ptakach, nie tylko Islandii, jest wręcz przytłaczająca. Był to okres mojego “zaliczania” gatunków (to podejście z czasem zmieniło się w jakościowe). Wszystko to i fakt, że jedynie kilka dni mogłem poświęcić wówczas na wspólnie fotografowanie z Johannem, odbiło się niestety na jakości zdjęć. Moje podejście do fotografowania ewoluuje cały czas, a takie nastawienie na ilość w fotografowaniu to już przeszłość i teraz najważniejsza jest jakość, i to wybranych, interesujących mnie gatunków. I tak wreszcie po czterech latach nadszedł ten czas, aby znów się spotkać z Johannem i wspólnie fotografować. Tym razem scenariusz tego fotografowania był już starannie opracowany, a to z powodu naszych ambitnych planów sfotografowania białozora - największego sokoła świata. Jest kilka trudności do pokonania na Islandii, aby doprowadzić do spotkania z tym ptakiem i oczywiście - zrobić zdjęcia. Aby sfotografować sokoła, trzeba ulokować się przy gnieździe. Białozory są na Islandii pod ścisłą ochroną, a na świecie ten gatunek uznawany jest za zagrożony wyginięciem. Na takie fotografowanie białozora na Islandii trzeba uzyskać oficjalną zgodę, podobnie jak w Polsce w przypadku niektórych gatunków. Taką zgodę otrzymałem na 3 tygodnie przed wylotem na Islandię. Ale sam dokument nie zawierał załącznika z informacją, gdzie można sfotografować ptaki. A znalezienie ich na ponad 100 tysiącach kilometrów kwadratowych Islandii do łatwych zadań nie należy. Samo fotografowanie było tak zaplanowane, aby w okolicach gniazd pojawić się pod koniec okresu karmienia piskląt, które lada dzień mogły opuścić gniazdo. W pełni upierzonym pisklętom, samodzielnie pobierającym pokarm nie powinna stać się wówczas żadna krzywda. Jedynie kontakt z dorosłymi osobnikami jest wówczas znacznie ograniczony, bo rodzice pojawiają się co jakiś czas ze świeżą zdobyczą, podrzucając ją do gniazda, po czym wracają do polowania. Były trzy spotkania z białozorami. Pierwsze – w publicznym miejscu – w punkcie widokowym na wzgórzu. Dookoła urwiska skalne i dość niesprzyjająca pogoda, bo siąpił deszcz. Lornetki w ręce i wypatrujemy, czy na półkach skalnych nie pojawi się on - białozór. Kilkadziesiąt minut lustrowania okolicy nie przynosi efektu, a że byliśmy coraz bardziej przemoczeni - zrezygnowaliśmy i wracamy do samochodu. W tym czasie na niebie pojawia się sylwetka ptaka, który leci w naszym kierunku. Przeleciał w odległości kilkunastu metrów nad naszymi głowami. Sprawdzane przez nas miejsce nie było przypadkowe. Kiedyś białozory miały gniazdo w niedalekiej odległości od punktu widokowego licznie odwiedzanego teraz przez turystów. Tych zaś jest coraz więcej na Islandii, bo rocznie liczba turystów przekracza już dwa miliony. Może z tych powodów ptaki przenoszą się w bardziej odludne miejsca. Ptak, który nagle się pojawił, zanurkował w wąwozie nieopodal i zniknął. Obeszliśmy urwisko skalne, aby sprawdzić, czy nie usiadł gdzieś poniżej. Chwila wypatrywania i jest! Przysiadł w zadaszonym zagłębieniu skalnym, od deszczu przemoczony czyści swoje upierzenie. Powstają pierwsze moje zdjęcia białozora. Radość i emocje nie do opisania. Nikt bowiem, mimo dopełnienia wszelkich formalności prawnych i dotarcia do miejsc prawdopodobnego występowania tych ptaków, gwarancji nie może dać, że dojdzie do spotkania z białozorem. Następnego dnia wyprawa do gniazda białozora. Ponad półtora kilometra marszu ze sprzętem, namiotem maskującym i statywem, daje w kość, zwłaszcza że towarzyszyły nam tysiące muszek. Marsz po nierównym terenie z takim obciążeniem, to znaczny wysiłek. Ostatnie kilkaset metrów okazało się skrajnie wycieńczające. Białozory wykorzystały półkę skalną nad dużym potokiem. My podchodziliśmy jego drugim, urwistym brzegiem. Kolejna trudność, to ustawienie namiotu. Brak równej powierzchni sprawia, że ustawienie statywu i krzesła tak, aby nie zsunąć się w dół do potoku, a właściwie niewielkiej rzeki, i spędzenie w takich warunkach kilku godzin w oczekiwaniu na przylot dorosłego osobnika, to duże wyzwanie. Sprawdzamy w gnieździe – są cztery podrośnięte młode, które gdzieniegdzie mają jeszcze pióra puchowe. Niesamowity widok – kawałek dzikiej Islandii. Siadamy i czekamy. Już wiadomo, że nie będzie dynamicznych zdjęć białozorów. Namiot mocno zawęża pole widzenia i trzeba mieć niebywałe szczęście, aby zobaczyć nadlatującego ptaka. Tu z pomocą przyszły nam młode białozory. Normalnie siedziały spokojnie w gnieździe pożywiając się od czasu do czasu. Jedzenia miały pod dostatkiem, bo nie rywalizowały o nie. Po krótkim posiłku obowiązkowa drzemka. Gdy zamykają oczy, pojawiają się ich białe powieki i wyglądają, jakby zamiast oczu miały bielma. Po drzemce znów mały posiłek, ale też próby swych w pełni upierzonych skrzydeł, no i wypatrywanie na niebie sylwetek rodziców. Pojawienie się rodzica sygnalizuje charakterystyczny pisk młodych, niestety zagłuszony odgłosem rwącego potoku. Powstaje nagranie tego dźwięku. Mimo że nie widzieliśmy szybujących dorosłych ptaków, wiedzieliśmy, gdzie są. Cztery młode synchronicznie podążały za nim wzrokiem, a gdy zauważyły, że zbliża się i będzie lądować, intensywność ich głosu przybierała na sile. Wówczas pełna koncentracja, bo tylko w tych kilku sekundach można zrobić ciekawe ujęcia. Dorosły osobnik wrzucał nadjedzone resztki zdobyczy i odlatywał. Z relacji osób zajmujących się białozorami wynika, że rok 2018 jest dla tych ptaków bardzo dobry. Zazwyczaj widywali oni przy obrączkowaniu dwa, trzy białozory w gnieździe, rzadko cztery. Tymczasem, w 2018 roku w jednym gnieździe zaobserwowali, mimo doświadczenia i wielu lat prowadzenia tych działań, po raz pierwszy w życiu 5 młodych ptaków! Po trzech przylotach białozora, za każdym razem coraz baczniej przyglądającego się czatowni, wycofujemy się po odlocie samicy, aby nie niepokoić więcej ptaków. Kolejnego dnia planowana była druga wizyta przy innym gnieździe białozora. Niestety trzeba było zmienić plany, bo było tak wietrznie, że na otwartej, górzystej przestrzeni nad kolejnym urwiskiem trudno byłoby utrzymać namiot, nie mówiąc już o fotografowaniu. Ale następnego dnia wiatr ustaje i rozpoczynamy wędrówkę pod górę. Scenariusz podobny do przebiegu ostatniej wspinaczki. Ostatnie kilkaset metrów jest najtrudniejszym odcinkiem. Z tą różnicą, że urwisko jest znacznie większe, by ostatecznie osiągnąć kilkadziesiąt metrów. Ale docieramy na miejsce, sprawdzamy gniazdo i nogi się pod nami ugięły. Tyle starań, wysiłku, a w gnieździe nie ma młodych! Wprawdzie widzieliśmy dorosłego osobnika, który krążył nad nami i przyglądał się naszej wspinaczce. Nie atakował nas, co podobno czynią białozory w obronie swojego terytorium. Konsternacja, siadamy i wówczas gdzieś w oddali słychać odgłosy takie jak te słyszane dwa dni temu przy pierwszym gnieździe białozora. Szybko rozkładamy namioty i czekamy. Po chwili wszystko jest już jasne. Młode dzisiaj opuściły gniazdo i nieporadnie chodzą i podfruwają po okolicy. Niesamowity widok tych młodych, tym razem trzech. Nieporadnie chodzą po skałach na szczycie góry. Czasami podlatują kilka, kilkanaście metrów, chyba same zdziwione tymi swoimi nowymi umiejętnościami. Zadziwiające to, że już wkrótce ich sylwetka będzie budziła postrach w okolicy, bo prócz niewielkiej populacji bielika i lisa polarnego nic im nie zagraża na Islandii. Natomiast ich ulubionym przysmakiem są pardwy górskie. Rodzice cały czas przebywali w okolicy, często poza naszym polem widzenia, bacznie się przyglądając nauce latania ich pociech. Niestety młode szybko nabierają wprawy i po kilku godzinach góra opustoszała i wszystko zamilkło, słychać tylko rwący potok u podnóża urwiska.

Johann, dziękowałem już wiele razy, ale trzeba to jeszcze zapisać w tym moim Internetowym pamiętniku. Wielkie podziękowania za poświęcony czas, pomoc w zdobyciu pozwolenia i pokazanie miejsc gniazdowania białozorów. Podziękowania też dla osób, których wprawdzie nie poznałem, a które zajmują się ochroną białozorów na Islandii. Bez wskazania przez Twoich przyjaciół gniazd na tyle dostępnych, że można wykonać zdjęcia białozorów, nie powstałaby prezentowana galeria. Bowiem część gniazd na Islandii (z około 300 par białozorów) znajduje się w tak niedostępnych miejscach, że nie ma mowy o wykonaniu satysfakcjonujących zdjęć. Tym razem dość dużo relacji z fotografowania białozorów, bo nie było to tuzinkowe spotkanie i te doświadczenia, emocje trzeba utrwalić. Sfotografowaliśmy przecież nie tylko największego sokoła świata, ale narodowego ptaka Islandii!
Tyle tytułem raportu z drugiego pobytu na pięknej Islandii, w kraju gdzie ceny rosną jak grzyby po deszczu…

ISLANDIA 06-2018 POLSKI