Nie był to kolejny „ptasi” wyjazd, a krótkie rodzinne wakacje wykorzystujące atrakcyjne, pierwsze oferty biur podróży po kończącej (mam nadzieję) pandemii. Trudno będzie wrócić do normalności, bo jakieś ryzyko związane z koronawirusem nadal istnieje. Madera posiada kilkadziesiąt tysięcy miejsc noclegowych dla turystów. W dniu w którym wylatywaliśmy z Madery było sześć lotów na tablicy informacyjnej. Trzy poza granicę Portugalii- dwa do Polski i jeden do Francji. Tu chyba jesteśmy pionierami w wierze i nadziei, że wszystko wraca do normy. Aby móc zwiedzać Maderę trzeba mieć negatywny wynik testu na Cov-19. Tu słowa uznania dla organizacji przeprowadzonych testów na lotnisku na Maderze dla całej prawie 200 osobowej grupy turystów. Testowanie zajęło kilkadziesiąt minut, było bezpłatne i każdy oczekujący na badanie otrzymał butelkę wody. Po badaniu, obowiązkowa hotelowa izolacja w oczekiwaniu na wynik testu. Trwało to od 6-9 godzin, a wyniki przesłano w nocy. Nie było to więc uciążliwe organizacyjnie. W drodze powrotnej na lotnisku w Warszawie, aby uniknąć kwarantanny trzeba poddać się testowi i poczekać do 15 minut za wynikiem testu. I tu nie było już tak sprawnie organizacyjnie. Z całego 200 osobowego samolotu na taki test zdecydowało się około 30 osób. Testowanie i podanie wyników trwało około 3 godzin i kosztowało 200 zł. Ale ostatecznie udało się zobaczyć Maderą mimo koronawirusowych utrudnień, a zapewniam, że warto. Tak, jak na wstępie pisałem, nie była to ptasia wyprawa, ale jak tu nie podjąć próby sfotografowania będąc na Maderze jej endemitów. Mała Madera ma ich 3. Pierwszy związany jest z morzem i bez pływania wokół Madery nie ma szansy na jego sfotografowanie. Mowa o petrelu maderskim. Jego populację szacuje się na mniej niż 200 osobników. Gniazduje tylko na Maderze i trzeba mieć trochę szczęścia na morzu aby go zobaczyć. Drugim endemitem to gołąb maderski. Tu miałem trochę szczęścia i udało się go zobaczyć. Dlaczego trzeba mieć szczęście, aby go zobaczyć, wyjaśniam w tekście zamieszczonym w informacjach w galerii gołębia maderskiego. Trzecim endemitem jest zniczek maderski i z jego fotografowaniem nie było problemu i jak na dwa krótkie spotkania powstała okazała galeria i udało się nagrać głos zniczka. Ale zanim trochę więcej o samym zniczku, trochę jeszcze o samej Maderze i fotografowaniu na niej. Akustycznie, ptasio Maderę zdominowały kapturki, dalej kosy i pliszki górskie. Te ostatnie widywałem nawet na chodnikach w mieście. Same ptaki są dość płochliwe, poza ziębami w kilku miejscach na wyspie. Turyści karmią je tam z ręki. Pozostałe gatunki trzeba sobie „wychodzić”. Na wyspie jest sporo firm nastawionych na turystykę, także ptasią. Osoby chcące fotografować ptaki zachęcam do kontaktu, bo niektóre z firm bardzo komercyjnie i mało elastycznie podchodzą do prowadzonego biznesu. Na szczęście jest wybór pośród możliwości wsparcia turysty podczas krótkiego pobytu na wyspie i to większy niż się to pozornie wydaje siedząc w Polsce przy komputerze. Sama Madera bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Na niewielkiej przestrzeni, bo powierzchnia Madery to 741 kilometrów kwadratowych, zbudowano nowoczesną infrastrukturę drogową. Tylko dzięki niej można zwiedzać lasy deszczowe, gdzie jest mglisto, deszczowo i kilkanaście stopni ciepła, by po kilkudziesięciu minutach jazdy samochodem znaleźć się na plaży i opalać w ponad 20-stu stopniach. Madera ma dwie piaszczyste, niewielkie, plaże z piaskiem przywiezionym z Afryki. Na Maderze wybudowano ponad sto tuneli, wiele wiaduktów, które umożliwiają sprawne poruszanie się po wyspie. Do tego jeszcze sprawna komunikacja publiczna. To bardzo ważne, bo atrakcji na Maderze jest wiele i szkoda czasu na siedzenie w samochodzie. W samej stolicy niestety bywają korki. Różnorodność na Maderze jest ogromna. Od tej krajobrazowej, po roślinną. Założyłem galerię Madera flora, choć nie wiem, które gatunki są endemiczne, a które przywiezione na Maderę. Podobno większość obecnie występujących roślin na Maderze to rośliny sztucznie tam wprowadzone, a sama galeria jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej tego co tam można zobaczyć. Największą pomyłką tego manipulowania przy naturze okazało się wprowadzenie australijskich eukaliptusów, które obecnie są już nie do usunięcia. Nie straszny jest im ogień, ani piły łańcuchowe. Podobnie jest też z różnorodnością krajobrazu. Od mglistych lasów deszczowych wysoko w górach, po suche przestrzenie porośnięte jedynie wysuszoną trawą. Skalne wybrzeże, urwiska, centralny płaskowyż i to wszystko na kilkuset kilometrach powierzchni, gdzie mieszka około ćwierć miliona ludzi.
Wracając do samego zniczka maderskiego. Jest licznie występujący na Maderze, ale w wyższych partiach gór. Występuje od kilkuset metrów wysokości do wysokości występowania drzew na Maderze. Żyje w lasach iglastych, lasach deszczowych, ale także we wrzoścach drzewiastych. Fotografowanie w lesie deszczowym było szczególnie trudne, ze względu na brak światła i mgłę. Powstały dość specyficzne zdjęcia z tej sesji. Do zniczków, mysikrólików mam bezwzględną słabość. Tak piękne, dynamiczne maluchy zawsze warto poobserwować. Dlatego też ważne było dla mnie sfotografowanie zniczka maderskiego i posiadanie jego własnej galerii i to ze ścieżka dźwiękową.
Stali bywalcy mojej strony potrafią się już po niej poruszać, ale dla nowych gości informacja, że wykaz gatunków zamieszczony poniżej tekstów, jest jednocześnie zbiorem linków do galerii. Jeżeli po nazwie galerii w nawiasie jest litera T oznacza, że do galerii załączony został tekst z informacjami o fotografowaniu, jeżeli jest litera G, galeria ma ścieżkę dźwiękową danego gatunku. Zapraszam