Kolejny przedstawiciel z rodziny dropi trafia no mojej galerii. Dla mnie, to istne święto z powodu uwiecznienia kolejnego przedstawiciela rodziny dropi. Mimo, że zamieszczam tylko kilka zdjęć i mają one wartość jedynie dokumentacyjną, ale jest to powód do radości i zadowolenia nawet z krótkiej obserwacji tego ptaka w jego środowisku naturalnym. A dlaczego taki ważny to gatunek mimo, że z czterech przedstawicieli dropi na mojej stronie, ta galeria jest najmniej liczna i najsłabsza jakościowo. A to dlatego, że  prezentowane ptaki, to odmiana hubary saharyjskiej, która żyje wyłącznie na dwóch hiszpańskich wyspach: Fuerteventura i Lanzarote. Różnie źródła podają, ale cała populacja tego wyodrębnionego gatunku liczy najprawdopodobniej kilkaset osobników. Jeśli do tego dodamy, że ubarwienie jego upierzenia idealnie maskuje go w środowisku naturalnym, jakim są kamieniste pustynie oraz to, że trudno na tych wielkich przestrzeniach zbliżyć się na odległość umożliwiającą wykonanie satysfakcjonującego zdjęcia, to rysuje się odpowiedź, jak wysoko tym razem była zawieszona poprzeczka, aby uwiecznić hubarę. Ale po kolei... Wykonanie jakiegokolwiek zdjęcia hubarze byłoby bardzo, bardzo trudne bez osoby znającej wyspę i także podobnie postrzegającej ptasie piękno – bez Dereka. Derek, dziękuję za poświęcony czas i serdecznie pozdrawiam.  Przebywając przez kilka dni na Fuerteventurze trudno nie spróbować zobaczyć przedstawiciela tego ginącego gatunku. Powierzchnia obu wysp to nieco ponad 2,5 tys. kilometrów kwadratowych. Zakładając, że  większość wyspy to kamieniste pustynie, a zurbanizowane są głównie wybrzeża, to na obszarze przyjmijmy tysiąca kilometrów kwadratowych trzeba poszukiwać dobrze zlewającego sie z otoczeniem, średniej wielkości ptaka, bo waga hubary to około 1,5-3 kilogramów, a rozpiętość skrzydeł to niespełna 1,5 metra. To trochę tak, jak szukanie igły w stogu siana. Środowisko w którym żyje hubara, to kamieniste pustynie, skąpo porośnięte niewysoką roślinnością, która w upalnym sierpniu była wysuszona na wiór. Nie wiem ile kilometrów przeszliśmy w miejscach prawdopodobnego występowania ptaków, ale spacer w 30 stopniowym upale, po kamienistych nierównościach pozwolił na dobre zapoznanie się z naturalnym środowiskiem hubary kanaryjskiej. Nie ma mowy o czatowniach, bo na tak rozległych przestrzeniach z niewielką ilością pożywienia hubary przemierzają znaczne odległości. Cała nadzieja w nierównościach terenu i ciągłym wietrze, który zagłuszy nasze podchodzenie. Kilka nieudanych prób znalezienia hubary. Poza świergotkami kanaryjskimi, nic ciekawego nie udało się zaobserwować. Ale szczęście chyba dopisuje zdeterminowanym. Nagle w znacznej odległości przed nami wyraźnie widoczne dwie ptasie sylwetki hubary. Niestety odległość zbyt duża nawet dla 600mm obiektywu. Powstaje kilka zdjęć, jak się okazało, ostatnich jakie w ogóle udało się wykonać. Oczywiście poszedłem za ptakami, ale trudno nie patrzeć pod nogi, jak wszędzie kamienie  i nierówności. Hubary nie poderwały się do lotu, ale powoli oddalały się i nagle "zniknęły" pośród kamieni i wysuszonych krzewów.  Może to i dobrze, aby więcej ich nie niepokoić, ale chęć wykonania, choć jednego poprawnego zdjęcia dawała siły na znoszenie upału, kurzu i noszenie coraz cięższego sprzętu. W sezonie godowym podobno łatwiej sfotografować hubarę kanaryjską. Nie bez znaczenia jest też piękniejszy, barwniejszy plener. Derek pokazał mi nagrany przez siebie film z zalotów godowych samca hubary. Wykrzywia on szyję do tyłu tak, aby wyeksponować swoje godowe upierzenie i tym samym zaimponować samicy. Nie ma co, piękny dropiowy spektakl godowy, który przywrócił mi wspomnienia z fotografowania dropi zwyczajnych na przepięknych, bajecznie kolorowych łąkach, a tu tak odmienna, jałowa i uboga w roślinność i barwy sceneria, a przecież to ptaki w obrębie tej samej ptasiej rodziny, ba, nawet w tym samym państwie...

 

FUERTEWENTURA - spis j.POLSKI