Teksty związane z plenerem w Szwecji rozpoczynam od głuszca. I to nie przez przypadek. Od dawna planowałem zobaczyć  i sfotografować  tego przepięknego ptaka  w jego środowisku naturalnym. Ale, że w Polsce to bardzo  rzadki gatunek, więc trzeba było zaplanować plener poza granicami kraju. Głuszec to największy przedstawiciel grzebiących. Samce mogą wagą przekraczać 6 kilogramów i  rozpiętości skrzydeł około 1,3 metra. Samice są znacznie mniejsze od samców. Ale te informacje nie zadecydowały o chęci obserwacji tych ptaków. Podobnie jak z dropiami, zadecydowały zachowania godowe, kolory upierzenia ptaków i otoczenia - pięknego borealnego lasu. Tym razem charakter warsztatów przybrał zupełnie odmienny charakter. Organizator po przyjeździe pięknie nas powitał, po czym pospieszał, abyśmy jak najwcześniej pojechali już do lasu. Tu pierwsza niespodzianka, bo sądziliśmy, że „klasycznie” do czatowni wejdziemy godzinę, dwie przed wschodem słońca  i będziemy wyczekiwać głuszców. Ale nie z tym gatunkiem ptaka. Dwie godziny przed zachodem trzeba być w czatowniach, by już w ciszy i spokoju nasłuchiwać, czy do  okolicy naszego noclegu nie przylatują ptaki, które też tam będą nocować.  W lesie w którym panuje cisza nie sposób przegapić tego dźwięku. Głuszcze to duże ptaki, którym startowi i lądowaniu w dość gęstym lesie zawsze towarzyszył hałas z tym związany. Tak, więc zajmujemy miejsca w czatowniach i tu kolejne zaskoczenie -  to lekkie jedno-osobowe namioty, wyposażone w śpiwór, materac i karimatę. Na zewnątrz gdzieniegdzie śnieg, nad ranem temperatura poniżej zera, zapowiada się ciekawie. Ale nic, po przebyciu ponad tysiąca kilometrów, trzeba wykonać jeszcze metr i wejść do namiotu. Ciepłe ubranie i gruby śpiwór, czapka czyniły dość znośnym nocleg, poza nienaturalnie zimnymi policzkami i nosem podczas snu. Ale nasłuchiwanie odgłosu budzącego się lasu wynagrodziło wszystkie niewygody. Niedługo przed świtem słychać było bardzo wyraźnie sóweczkę, a o świcie w oddali przepiękny klangor żurawi. No i dla mnie nowość specyficzne odgłosy tokujących głuszców. Słychać było rzeczywiście kilka w okolicy, ale nie są one donośne zwłaszcza z perspektywy namiotu, z którego na zewnątrz pozostawiłem tylko niewielkie otwory obserwacyjne. Dopiero w sytuacji zauważonego ptaka bardzo powoli ustawiałem statyw z obiektywem, który był w pełni schowany, niewystający z namiotu. Jest jeszcze ciemno, ale widać w oddali dwie sylwetki głuszców. Próbuje nagrać dźwięk w oczekiwaniu za światłem. Niestety, głuszce bardzo spokojnie i dostojnie, ale oddalają się. Powstaje kilka zdjęć, ale o kiepskiej jakości. Głuszce nie mają tak, dokładnie określonego miejsca tokowania, jak cietrzewie. Dlatego też dużo trudniej je obserwować i a jeszcze trudniej sfotografować, tak, by oddać całe piękno i majestat tokującego samca. Nie mniej jednak powstaje kilka zdjęć, niestety samica pojawiła się na chwilę i to dość wysoko na drzewie i nie powstaje żadne zdjęcie samicy.

Tu zachęcam do przerwania lektury i przeczytania tekstu z ostatniej chwili 04/2014 – cietrzewi, bo jest tam opisany drugi dzień naszego fotografowania w Szwecji. Ten drugi dzień bezpośrednio wpłynął na nasze nastroje dnia trzeciego i ponownej próby fotografowania głuszców.
Po lekturze rekomendowanego tekstu, zachęcam do kontynuacji lektury poniżej.

Miejmy nadzieję, że tak właśnie się stało i przeczytaliście tekst o cietrzewiach i rozumiecie dlaczego wróciliśmy w wyśmienitych nastrojach do tych samych namiotów, które wydały się nam teraz jak zupełnie komfortowe, bezpieczne miejsca noclegowe. Scenariusz zdarzeń się powtarza. Zasypiamy po 20-tej wraz z lasem w którym zapanowała cisza. Nie na długo, bo  po 5 rano słychać budzący się do życia las. Są głuszce! Tym razem jeden samiec przeszedł dość blisko, a drugi w oddali na dłuższą chwilę zamarł w bezruchu, tak że zastosowane długie czasy ekspozycji, mimo wysokiej czułości pozwoliły wykonać ostre zdjęcie. No cóż bardziej dokumentacyjne, ale tych kilka zdjęć będzie pamiątką dość specyficznych warsztatów fotograficznych, podczas których można powiedzieć, że mieszkaliśmy dosłownie tych kilka dni w lesie, z głuszcami, cietrzewiami. Tak, właśnie powstały prezentowane zdjęcia. Południowe, krótkie przerwy zaowocowały zdjęciami innych gatunków, ale o tym już w innych galeriach, związanych z wyjazdem do Szwecji.

Z ostatniej chwili - 06/2018 - Andora
Andora to dość dziwny kierunek, jak na wyjazd z Polski na głuszce. Białoruś, Skandynawia tak, ale Andora? I rzeczywiście byliśmy pierwszymi Polakami na warsztatach Marka. Kierunek dziwny i do tego trochę ekstremalne fotografowanie. Wiadomym jest, że aby fotografować głuszce trzeba spać w namiotach-czatowniach - jak wszędzie. Różnica w Andorze polega na tym, że te namioty są na wysokości około 2300 metrów, a ostatnie kilkaset metrów, pod górę, trzeba wejść samemu z około 30-kilogramowym ekwipunkiem. Tak, tak, nie wiadomo, czy głuszce przyjdą blisko, czy potrzebne będą długie, ciężkie obiektywy. Jednym słowem, lepiej być przygotowanym i zabrać wszystkie. Do tego ciepły śpiwór, ubrania, jedzenie, napoje. W namiocie rozbitym pośród śniegu trzeba przebywać od około 6 godziny po południu do około 10 rano. Co do samych ptaków, to ostatecznie można rzec, że nie dopisały. Ptaki tokowały, ale zawsze w miejscach, gdzie trudno było zrobić dobre zdjęcia poprzez gałęzie, krzewy. Trudno też dziwić im się, przebywają w terenie, gdzie orzeł przedni nie należy do rzadkości i poluje na nie. Ale tak to już bywa, jeśli chce się fotografować dziką przyrodę, trzeba mieć jeszcze trochę szczęścia. Mimo wszystko warto było. Noce w przepięknych górach, pobudka przy głosach tokujących głuszców, odgłosach mysikrólików i sosnówek, to niezapomniane wrażenia. Do tego Mark, organizator warsztatów, okazał się kompetentnym, miłym przewodnikiem i stworzył atmosferę, dzięki której można było znieść trudy takiej fotografii i dotarcia na szczyt. Mark, dziękuję i pozdrawiam. Pozdrawiam też moich kompanów - dwóch Piotrów! Ostatecznie kilka moich dotychczasowych, dokumentacyjnych zdjęć, wreszcie, po czterech latach zostało zasilone nowymi, lepszymi zdjęciami. Mimo kiepskiej jakości dodałem też tych kilka zdjęć dokumentacyjnych na pamiątkę obserwacji walk głuszców. Galeria po wprowadzonych zmianach otrzymała ostatecznie kategorię dobrej, choć ta ocena jest względna i subiektywna. Widziałem ostatnio zdjęcia Piotra Noconia, setki..., tysiące wspaniałych zdjęć niezliczonych gatunków ptaków i nie tylko. Tak wspaniałego zbioru zdjęć nie widziałem na innych indywidualnych stronach internetowych. Piotr stworzył kategorię samą dla siebie, bo dorównać takiemu dorobkowi może chyba tylko wąska grupa osób na świecie. Trudno jest wymieniać wspaniale przedstawione przez Piotra gatunki, ale wszystkie gatunki maskonurów, orzeł przedni, rybołów, bielik, bielik olbrzymi, uszatka błotna, nury i wiele, wiele innych gatunków jest tak wspaniale obfotografowanych, że potencjalne galerie Piotra strony powinny mieć nawet setkę zdjęć i nie byłaby to galeria nudna i przeładowana. No tak, ale przy takim dorobku, aby to wszystko przedstawić w formie strony internetowej, usystematyzować i dokonać ostatecznego wyboru pośród setek, a czasami tysięcy zdjęć nadających się do publikowania, potrzeba przy dorobku Piotra już nie setek, ale tysięcy godzin. Piszę to wszystko bo mam nadzieję, że sprowokuję tym Piotra do pracy nad własną stroną. Zapewniam, że mogłaby ona być wizytówką fotografii przyrodniczej naszego kraju. Piotrze, Twoje zdjęcia inspirują, choć stanowią poziom trudny do osiągnięcia. Niemniej jednak taki dorobek trzeba pokazać światu i zostawić tym samym coś dla potomności zamiast kurzyć się na dyskach Twojego komputera! Tyle relacji z pobytu w Andorze, wyjazdu, do którego będzie się jeszcze pewnie nie raz wracało wspomnieniami, bo nie był to tuzinkowy wyjazd, ale miejsce, gdzie głuszce tokują jeszcze z początkiem czerwca...